Pod koniec czerwca 2016 r. większość brytyjskich wyborców zagłosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej. Umowa o wystąpieniu weszła w życie cztery lata później, 1 lutego 2020 r. Wskutek Brexitu Wielka Brytania stała się krajem trzecim wobec UE, co równoznaczne jest ze zmianami w takich dziedzinach jak handel, polityka imigracyjna czy prawo. Już po chwili od rozpoczęcia dyskusji na temat chęci wyjścia tego kraju z Unii głośno zaczęto zadawać sobie pytanie, czy rozmowy o Brexicie to wynik zaplanowanej kampanii dezinformacyjnej, czy starannie prowadzona reforma polityczna. Czy po siedmiu latach od referendum można wreszcie ocenić cały ten proces w jednoznaczny sposób?
Lewo, prawo, coś pomiędzy?
Koncepcja Brexitu szybko podzieliła obywateli Wielkiej Brytanii na wiele frakcji. Wśród organizacji wypowiadających się na temat różnych modeli wyjścia z UE znalazły się chociażby:
- Leave Means Leave – kampania optująca za surowym Brexitem, której przedstawiciele byli zwolennikami opuszczenia UE przez Wielką Brytanię bez żadnego porozumienia. Była to jedna z najbardziej radykalnych i kontrowersyjnych inicjatyw w całym okresie trwania dyskusji wokół Brexitu.
- Vote Leave – akcja zwolenników wyjścia z UE, którzy chcieliby jednak, by Brexit opierał się na umowie umożliwiającej Wielkiej Brytanii swobodny handel z krajami Unii i jednocześnie ograniczającej szanse na imigrację.
- Grassroots Out (GO) – kampania ufundowana przez Aarona Banksa, obejmująca przedstawicieli różnych partii politycznych, w tym UKIP, Partii Konserwatywnej i Partii Pracy. Stała po stronie radykalnego Brexitu.
- Britain Stronger in Europe – inicjatywa agitująca na rzecz pozostania w Unii. Jej członkowie używali przede wszystkim argumentów ekonomicznych takich jak korzyści wynikające z handlu z UE oraz potrzeba swobody przepływu ludzi, towarów i usług.
- People’s Vote – akcja prowadzona przez zwolenników pozostania w UE. Domagali się oni między innymi drugiego referendum w sprawie Brexitu, dzięki któremu Brytyjczycy mogliby zatwierdzić lub odrzucić konkretną Umowę o wystąpieniu.
- European Movement UK – organizacja działająca na rzecz integracji europejskiej, która angażowała się w debatę na temat Brexitu, skupiając się na roli, jaką Wielka Brytania odgrywa w UE, i korzyściach wynikających z członkostwa.
- Labour In for Britain – kampania prowadzona przez Partię Pracy na rzecz pozostania w Unii Europejskiej. Wyróżniał ją nacisk na kwestie socjalne i ekonomiczne związane z przynależnością Wielkiej Brytanii do UE, a także podkreślanie korzyści wynikających z wolnego handlu i ochrony praw pracowniczych.
Dezinformacja wokół budżetu
Okres poprzedzający Brexit były jednym z największych wyzwań dla standardów dziennikarskich i demokracji w Wielkiej Brytanii. W czasie przed głosowaniem w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej zwolennicy i przeciwnicy pozostania w swoich wypowiedziach często mijali się z prawdą bądź podawali niemożliwe do potwierdzenia informacje.
Jednym z najbardziej znanych przykładów dezinformacji rozpowszechnianiej przez środowisko probrexitowe było stwierdzenie z 2016 r. o tym, że Wielka Brytania musi płacić Unii 350 milionów funtów tygodniowo – funtów, które w innym wypadku mogłyby zostać przeznaczone na opiekę zdrowotną dla obywateli kraju. Ideę tę rozpowszechniała przede wszystkim kampania Vote Leave. Jej przedstawiciele kontynuowali wykorzystywanie wspomnianej plotki jako argumentu nawet po tym, gdy zdementowali ją specjaliści. Należy też dodać, że nigdy nie było w tej sprawie żadnych formalnych uzgodnień, a sama wiadomość nie została potwierdzona ani przez władze brytyjskie, ani instytucje Unii Europejskiej.
Prawdą jest jednak, że od Wielkiej Brytanii (i pozostałych krajów członkowskich) wymagano płacenia na rzecz UE. Według wyliczeń cena za bycie częścią związku w 2017 roku równa była około 250 milionom funtów tygodniowo. Od tej liczby należy jednak odjąć fundusze, które wracały z Unii do kieszeni Wielkiej Brytanii m.in. w formie dotacji na projekty. Zdaniem twórców raportu House of Commons i strony Statista w latach 1973-2015 kraj ten wpłacił na rzecz UE łącznie około 216 bilionów funtów.
W czasie członkostwa w Unii Europejskiej Wielka Brytania była płatnikiem netto, co oznacza, że przekazywała UE więcej funduszy niż otrzymywała. Nie oznacza to jednak jednoznacznie niekorzystnej dla państwa sytuacji – do zalet, choć niejednolitych i nietrwałych, należały chociażby:
- Dostęp do rynku wewnętrznego Unii Europejskiej, który umożliwiał brytyjskim firmom i produktom łatwiejsze dojście do klientów europejskich.
- Wsparcie finansowe projektów i inicjatyw w Wielkiej Brytanii, dzięki któremu rozwinęło się wiele sektorów i regionów kraju.
- Handel bez barier i ceł.
- Uczestnictwo w programach i projektach UE, w tym badawczych i rozwojowych, które pozwalały wymieniać doświadczenia z innymi państwami członkowskimi.
- Ochrona praw konsumenta w Wielkiej Brytanii i krajach UE, która zapewniała jednolite standardy jakości i bezpieczeństwa produktów.
Walcząc w imię UE
Inny przykład dezinformacji okołobrexitowej to plotka, że Unia Europejska miała planować wprowadzenie wspólnej armii. Kontrowersje w tym kontekście miały głównie podłoże polityczne – od strachu o suwerenność krajów członkowskich (wspólna armia UE byłaby finansowana przez państwa członkowskie i miałaby wspólne dowództwo), po zwiększone koszty czy pogłębienie konfliktów z krajami spoza Unii. Twierdzenie o planach powstania takiej armii zostało jednak obalone przez specjalistów, w tym fact-checkerów z portalu Full Fact, którzy słusznie zauważyli, że Komisja Europejska nie może samodzielnie wprowadzać praw dotyczących bezpieczeństwa i obronności. Co więcej, UE posiada już określoną politykę kooperacji dla bezpieczeństwa – pozwala ona chociażby na gromadzenie wspólnych funduszy na obronę i uczestnictwo w misjach militarnych. Przykładami tego typu akcji jest Operacja Atalanta, mająca na celu zwalczanie piractwa wzdłuż wybrzeży Somalii, oraz Grupy Bojowe Unii Europejskiej, gotowe do natychmiastowej interwencji w przypadku kryzysów w Europie i poza nią.
Naprawdę dwie trzecie?
“Dwie trzecie brytyjskich miejsc pracy w sektorze produkcyjnym zależy od popytu z Europy” – twierdził Alan Johnson, zwolennik pozostania w Unii Europejskiej, były kanclerz skarbu i twarz kampanii Labour In for Britain. Swoje poglądy na ten temat opierał na przestarzałej analizie przeprowadzonej przez Centre of Economic and Business Research (ang. Centrum Badań nad Ekonomią i Biznesem, w skrócie CEBR). Jej autorzy porównali łączną liczbę miejsc pracy w sektorze produkcyjnym (2,55 miliona) z 1,7 milionami miejsc pracy, które uznali za zależne od handlu z UE. Bardziej aktualna analiza wskazuje jednak, że liczba ta jest bliższa raczej 15 procentom, zatem publice podawane były nieprawdziwe informacje. Stworzono za ich pomocą iluzję, jakoby opuszczenie Unii było większym zagrożeniem dla gospodarki Wielkiej Brytanii niż w rzeczywistości.
Brexit a wspólny rynek
Przed referendum w sprawie Brexitu w Wielkiej Brytanii wiele osób związanych z kampanią Vote Leave było przekonanych, że opuszczenie UE nie oznaczałoby jednocześnie opuszczenia jednolitego rynku. Daniel Hannan, uznawany za „ojca chrzestnego Brexitu”, i Owen Paterson, konserwatywny poseł i prominentny zwolennik kampanii Vote Leave, twierdzili wtedy, że tylko „szaleńcy” poparliby takie rozwiązanie.
Jednakże niedługo po referendum Theresa May, członkini partii konserwatywnej pełniąca urząd premiera Wielkiej Brytanii w latach 2016-2019, zmieniła swoje podejście i wielokrotnie podkreślała, że Brexit oznaczałby jednoznacznie rezygnację z uczestnictwa w jednolitym rynku. Takie oświadczenie może sugerować, że wielu głosujących w referendum mogło podjąć swoją decyzję na podstawie błędnych informacji, które nie uwzględniały wpływu, jaki opuszczenie jednolitego rynku miałoby na gospodarkę kraju. Oznacza to, że w przypadku gdyby wyborcy mieli wtedy dostęp do faktów, ich decyzja mogłaby być inna. W takim scenariuszu możliwe jest, że Wielka Brytania pozostałaby w UE, bądź też znalazłaby inną drogę wyjścia, która nie doprowadziłaby do problemów politycznych, społecznych i gospodarczych.
Po stronie prawdy
To jedynie kilka spośród przykładów nieprawdziwych wiadomości, które pojawiały się w mediach w kontekście procesu wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Chaos informacyjny stał się jednym z symboli Brexitu, a próby manipulacji podejmowane były po obu stronach debaty. W tym czasie intensywnie działały jednak także organizacje takie jak zajmujący się sprawdzaniem rzetelności nowych wieści Full Fact czy kampanie The People’s Vote i Best for Britain, skupione na promowaniu idei dodatkowego referendum bądź wycofania Brexitu. Dokładny wpływ dezinformacji oraz inicjatyw ją zwalczających na nastroje w Wielkiej Brytanii nadal jest jednak przedmiotem ożywionej debaty i może nigdy nie być dokładnie oszacowany.
Co u UE pisze polski Twitter?
Unia Europejska jest od dawna na celowniku prokremlowskiej dezinformacji. Celem Rosji jest destabilizacja i polaryzacja wewnątrz państw europejskich w myśl zasady „dziel i zwyciężaj”. Uznaliśmy, że warto głębiej przyjrzeć się dyskursowi wokół tematu Unii Europejskiej w Polsce. Dzięki współpracy z zespołem Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska stworzyliśmy unikatową kampanię, w której pod lupę wzięliśmy nastawienie użytkowników polskiego Twittera wobec Unii Europejskiej. Najciekawsze wnioski przedstawiliśmy w raporcie „Co o Unii Europejskiej pisze polski Twitter”, który znajdziecie poniżej.