W Internecie aż roi się od artykułów, które mają przedstawić rozwiązanie odwiecznego dylematu dotyczącego istnienia postaci znanej naszej cywilizacji jako Święty Mikołaj. Wystarczy rzucić okiem na ich nagłówki, by stwierdzić, że obecne tam treści są ze sobą zupełnie sprzeczne. Zwykle poszukiwanie odpowiedzi kończy się właśnie na nich – badanie wykonane na użytkownikach Twittera wykazało, że nie czytają oni 59% tekstów, które udostępniają na tej platformie. Zdecydowaliśmy się naruszyć te przykre statystyki i wziąć pod lupę najciekawsze argumenty na temat istnienia (bądź nieistnienia) Świętego Mikołaja. Mamy nadzieję, że dzięki naszej analizie uda się rozwiązać zagadkę, która spędza sen z powiek milionom Polaków (i nie tylko).
„Forbes” kontra świat
Czy słyszeliście kiedyś o Forbes Fictional 15? Ten publikowany od 2002 do 2013 r. ranking przedstawiał listę 15 najbogatszych fikcyjnych postaci. Przez lata znalazły się na niej takie grube ryby jak Sknerus McKwacz, Willy Wonka, Bruce Wayne, Tony Stark czy Smaug. W pierwszych edycjach niepodzielnie królował tam właśnie Święty Mikołaj – majątek postaci, która rocznie wydaje na prezenty dla dzieci ok. 57 miliardów dolarów, jedno z najważniejszych czasopism biznesowych świata oszacowało na, cóż, nieskończoność. Oznacza to, że przebija on w statystykach nawet samego Elona Muska. Co więcej, biorąc pod uwagę wcześniej wspomniane kalkulacje, można stwierdzić, że tylko w ostatnie dziesięć lat Mikołaj wydał już 570 miliardów dolarów, czyli prawie trzykrotność majątku słynnego przedsiębiorcy…
Tutaj można by było postawić weryfikacyjną kropkę, gdyby nie fakt, że w 2006 r. mieszkaniec Bieguna Północnego został… zdyskwalifikowany. „Forbes” uzasadnił tę decyzję w następujący sposób: „Nadal szacujemy wartość netto Świętego Mikołaja na nieskończoną, ale wykluczyliśmy go z tegorocznego zestawienia po tym, jak zostaliśmy zbombardowani listami od oburzonych dzieci twierdzących, że Święty Mikołaj jest „prawdziwy”. Nie twierdzimy, że rozwiązaliśmy trwającą kontrowersję dotyczącą istnienia Mikołaja, ale po wzięciu pod uwagę fizycznych dowodów – dostarczonych zabawek, wypitego mleka i zjedzonych ciastek – uznaliśmy, że bezpieczniej będzie nie brać go pod uwagę”.
Skoro nawet taka instytucja jak „Forbes” nie podołała wyjaśnieniu tej kwestii, czego jesteśmy w stanie dokonać my, grupa młodych ludzi? Odpowiedź jest prosta: jako analitycy weryfikacyjni z doświadczeniem możemy… cóż, dalej zgłębiać temat.
Fizyka Świętego
Jedno z najważniejszych pytań o Mikołaja brzmi: jak to możliwe, że udaje mu się przejechać tyle kilometrów w jedną noc? Według wyliczeń “Mirror” musiałby między innymi:
- Przejechać ok. 351 milionów kilometrów, czyli ok. 2100 kilometrów na sekundę;
- Na każdą wizytę poświęcić jedną milisekundę;
- Zatrzymać się 842 miliony razy (zakładając, że na każdy dom przypada średnio 2,5 dziecka, a na świecie jest ich około 2,1 miliarda);
- Posiadać ponad 360 tysięcy reniferów, które byłyby w stanie unieść ważące 500 tysięcy ton sanie…
- …a także, jak twierdzi Daily Mail, ok. 2,6 milionów kilometrów papieru do opakowania znajdujących się w nich prezentów. Oznacza to, że mógłby owinąć nim ziemię 60 razy!
Biorąc pod uwagę zmianę stref czasowych, na wykonanie swojego planu Święty Mikołaj miałby około 36 godzin. Brzmi to jak scenariusz świątecznej wersji Mission: Impossible, ale według Henry’ego Gee z “Guardiana” rozwiązanie tej kwestii jest jak najbardziej możliwe. Ten dziennikarz i naukowiec w jednym sugeruje, że Święty Mikołaj może być obiektem makroskopowym (ang. Macroscopic Quantum Object). Jak pisze: „Cechą świata kwantowego jest to, że cząstki takie jak elektrony mogą znajdować się w więcej niż jednym miejscu na raz, pod warunkiem, że nikt ich nie obserwuje (…) Klucz tkwi w fakcie obserwacji. Jeśli nikt nie stara się mierzyć precyzyjnego efektu, cząsteczka pozostawia wszystkie opcje otwarte. Ale jeśli ktoś przyjrzy się jej zbyt uważnie, dokonuje ona wyboru”.
Mikołaj mógłby więc jak najbardziej wykonać swoje obowiązki – i to dużo łatwiej i szybciej, niż sugerowałyby to wcześniej wymienione statystyki. Jako fani hipotezy o stanie makroskopowym Mikołaja my nadzieję, że takie narzędzia do śledzenia wigilijnej trasy reniferowych sań jak słynny NORAD Tracks Santa czy Google Santa Tracker nie przeszkadzają mu zbytnio w pracy.
Przez żołądek… do prezentów
Warto wspomnieć o jeszcze jednych statystykach. Jak pewnie wiecie, w USA i Kanadzie panuje często przedstawiany w świątecznych filmach zwyczaj zostawiania Mikołajowi przekąski w postaci ciastek i mleka. Tej tradycji również poświęcono nieco obliczeń: nasz pan w czerwono-białym stroju musiałby wypić w Wigilię blisko 130 mln litrów białego napoju, co jest równoważne 50 basenom olimpijskim (przy założeniu, że w każdym domu czeka na niego szklanka – 200 ml). Do tego średnio dwa czekoladowe ciasteczka – czyli 374 miliardy kalorii, 33 tysiące ton cukru, 151 tysięcy tłuszczu… Jeśli Święty potrafiłby przebiec 1,6 kilometra w minutę, do spalenia tego wszystkiego potrzebowałby 109 tysięcy lat. Gdyby jednak w ogóle się nie starał, renifery musiałyby unieść dodatkową wagę jego brzucha w postaci mniej więcej 2 milionów kilogramów…
Żołądek zwyczajnego człowieka jest w stanie pomieścić na raz 1-3 litrów napoju oraz 1,1 litra jedzenia. Praktyka mówi sama za siebie – Święty Mikołaj nie byłby w stanie spożyć tego wszystkiego. Pytanie tylko, czy rzeczywiście można przełożyć ludzkie obliczenia na jego doświadczenie – nikt przecież nie mówi, że Mikołaj to człowiek jak każdy z nas…
Kto jest prawdziwym Mikołajem?
Świat jest pełen świątecznych osobliwości. Jedną z nich jest na pewno kurs na Świętego Mikołaja odbywający się w Kolorado, USA. Profesjonalna Szkoła Świętego Mikołaja w Denver prowadzi go od 1983 r. – wykształciła dotąd około 3000 profesjonalnych panów (i pań!) w czerwono-białych strojach. Każdy absolwent może być więc uznawany za wigilijnego gościa, choć może nie w przyjętym na całym świecie sensie. Tak samo za Mikołaja uważać się może wybrany w 2016 r. radny Santa Claus z miejscowości North Pole (Biegun Północny, czyli według amerykańskiej tradycji miejsce zamieszkania Mikołaja) na Alasce. Thomas Patrick O’Connor, bo tak podobno niegdyś miał na imię, ma na koncie historię porównywalną z legendą o chrześcijańskim świętym. Były anglikański zakonnik zjeździł całe Stany Zjednoczone, pracując między innymi jako adwokat specjalizujący się w sprawach dziecięcych, nowojorski policjant czy przewodniczący izby handlowej. By skierować uwagę mediów na sprawy, którymi się zajmował, zdecydował się zmienić legalnie imię na Santa Claus. W 2021 r. nadal pełni funkcję radnego miasta North Pole – w 2019 r. z sukcesem ubiegał się o reelekcję.
Warto wspomnieć, że postać Świętego Mikołaja została poniekąd uprawomocniona przez kilka światowych rządów. W 2008 r. przyznano mu kanadyjskie obywatelstwo, a od 2013 r. posiada on również paszport tego kraju. Jako że Kanada ogłosiła, że Biegun Północny jest w jej posiadaniu, to wedle amerykańsko-brytyjskiej tradycji właściwy adres Świętego Mikołaja brzmi obecnie Biegun Północny, Kanada. Do tego dołączony został kod pocztowy H0H 0H0, nawiązujący do słynnego zawołania “Ho ho ho!”. Wigilijny gość ma także kilka oficjalnych numerów telefonu, w tym zarejestrowany w Stanach 605-313-4000. Ten sam kraj już w 1927 r. przyznał mu… licencję pilota.
Zazwyczaj w naszych artykułach przyporządkowujemy wiadomości do jednej z czterech kategorii: prawdziwych, fałszywych, niedających się zweryfikować lub manipulacji. Wobec masy argumentów za i przeciw informację o istnieniu Świętego Mikołaja zdecydowaliśmy jednak uznać za… no cóż, świąteczną. Dyskutować na ten temat można długo, ale pytanie brzmi: czy akurat to „być czy nie być” jest aż tak ważne? Co rok oczekiwanie na postać w czerwono-białym stroju wywołuje wiele radości, nieważne, czy jeszcze się w niego wierzy, czy już nie. I choć my w ramach naszej bożonarodzeniowej „weryfikacji” życzymy Wam wszystkiego najprawdziwszego, to przypominamy, że niektóre sprawy należy po prostu zostawić w spokoju. Bo czego się przecież nie robi dla odrobiny świątecznej magii…