Wraz z nadejściem wojny w Ukrainie wielu technologicznych gigantów zadeklarowało, że będzie aktywnie wspierać naszych wschodnich przyjaciół. Niestety, w wielu przypadkach skończyło się na obietnicach. W tym artykule opiszemy jeden z ciekawszych przykładów na to, że wielkim firmom zależy przede wszystkim na zysku – dowiedziemy, że polskie strony publikujące antyukraińską propagandę utrzymują się między innymi dzięki reklamom dostarczanym przez Google.
Jak zarabiać na reklamach
Google znajduje się w tym momencie na liście największych dostawców informacji na świecie. Główne źródło dochodów firmy to jednak nie wyszukiwarka, a system reklamowy Google Ads (dawniej AdWords). Umożliwia on reklamodawcom wyświetlanie reklam w wynikach wyszukiwania Google oraz na stronach internetowych, które są połączone z serwisem reklamowym Google AdSense. Reklamodawcy płacą za kliknięcia w reklamy lub za wyświetlenia (tzw. CPM, czyli cost per mille, oznaczający koszt za 1000 wyświetleń), a Google w ten sposób pobiera prowizję od każdej transakcji i jednocześnie generuje swoje przychody.
Wojna w Ukrainie zmieniła wiele i… nic
Od wybuchu wojny w Ukrainie Google zablokowało wiele aplikacji i kanałów na YouTube, które są powiązane z rosyjskimi mediami państwowymi – wśród nich znalazł się choćby Sputnik czy RT (dawniej Russia Today). Firma ogłosiła również tymczasowe wstrzymanie wyświetlania reklam użytkownikom znajdującym się na terenie Rosji. Mogłoby się więc wydawać, że media wspierające rosyjską agresję zostały całkowicie odcięte od źródła monetyzacji. Sprawa nie jest jednak taka oczywista… W dalszej części artykułu przedstawimy Wam powody, dla których uważamy, że problem ten nadal nie został rozwiązany.
Polskie media pod lupą
Antyukraińskie media, zarabiające na reklamach Google’a, wytypowaliśmy za pomocą narzędzia Brand24 oraz analizy jakościowej wybranych stron zidentyfikowanych jako rozpowszechniające fałszywe informacje. Do weryfikacji zamieszczanych tam treści wykorzystaliśmy m.in. technikę słów kluczowych – na naszej liście znalazły się takie hasła jak „banderowcy” czy „ukropolin”, które wykorzystywane są często w dezinformacyjnych przekazach antyukraińskich. Za pomocą narzędzia Similarweb (służącego m.in. do poznawania liczby miesięcznych wyświetleń stron) przeanalizowaliśmy portale, które wyróżnia duży ruch i obecność reklam publikowanych w ramach programu AdSense. Ponadto, zamieszczony na stronie głównej Google AdSense kalkulator pozwolił nam oszacować ich potencjalne zarobki.
ABW blokuje?
Jest bardzo prawdopodobne, że 9 lutego 2023 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) zablokowała stronę, która widnieje na pierwszym miejscu naszej listy. Wspomniany portal jest cyfrową wersją tygodnika „Najwyższy CZAS!”, który powstał w 1990 r. Jego założycielem jest znany polityk Konfederacji, Janusz Korwin-Mikke.
Redakcja tygodnika powiadomiła swoich czytelników za pośrednictwem Facebooka, że mogą pojawić się problemy z wejściem na ich stronę. W poście pojawiła się także instrukcja obejścia blokady. Sam portal nadal zamieszcza artykuły – tym razem zawierające fałszywe informacje na temat szczepionek przeciwko COVID-19.
Kto jest kim
Większość z przeanalizowanych przez nas stron to portale informacyjne, które skupiają się na publikowaniu treści związanych z polityką, gospodarką, ekonomią i kulturą. Nie stronią one jednak od antyukraińskich narracji i innych szkodliwych stwierdzeń odnoszących się do wojny za naszą wschodnią granicą.
Porady nie tylko prawne
Odnotowaliśmy wiele przykładów na to, że strona internetowa Kancelarii LEGA ARTIS wykorzystuje swój blog do zamieszczania artykułów z dezinformacyjnymi treściami. W tekście Kijowski reżim chce postawić Putina przez specjalnym trybunałem. Niemcy stawiają opór ataki zbrojne Rosji na terenie Ukrainy nazywane są „działaniami”. W dalszej części artykułu pojawia się również zdanie, że „aby pomiędzy skonfliktowanymi państwa istniała wojna, musi zostać ona wypowiedziana”. Przeczytamy w nim również, że „w świetle prawa międzynarodowego działania, jakie mają miejsce na terenie wschodniej Ukrainy nie można uznać za wojnę”, co jest jawną negacją faktów, wpisującą się w cele rosyjskiej dezinformacji.
Na stronie LEGA ARTIS pozornie neutralne artykuły przeplatane są z treściami zawierającymi dezinformacyjne i antyukraińskie narracje. Innym sposobem mającym na celu uwiarygodnienie portalu na blogu jest odnoszenie się do kwestii prawnych i wykorzystywanie swojego statusu kancelarii. Tym samym informacje na stronie celowo wprowadzają odbiorców w błąd oraz pozwalają autorom osiągnąć korzyści finansowe (zysk z reklam w ramach Google AdSense), polityczne i propagandowe.
Polska, rodzina i tradycja, czyli prawy.pl
Kolejna z wyróżnionych przez nas stron to portal prawy.pl. Zamieszczane na niej treści są pisane z perspektywy prawicowo-konserwatywnej, a ich styl bywa sensacyjny. Często prezentują one jedynie wybraną perspektywę, powielając przy tym informacje wzmacniające antyukraiński sentyment. Dobrym przykładem jest tytuł artykułu poniżej, który po pewnym czasie został usunięty ze strony. W Internecie nic jednak nie ginie… Wiele wskazuje na to, że portal ten od dawna publikował treści promujące m.in. teorię o ukrainizacji Polski i nienawiść w stosunku do uchodźców.
News na dziś!
Kolejna strona, kolejny przykład zarabiania na szkodliwych treściach, które wpisują się w narrację rosyjskiej propagandy. W jednym z artykułów na pozornie zwyczajnym portalu informacyjnym newsnadzis.pl (będący własnością wcześniej wspomnianej kancelarii LEGA ARTIS) wojna w Ukrainie jest nazywana „kryzysem ukraińskim”, który „został w rzeczywistości sprowokowany przez wojnę Zachodu z Kremlem”. W podsumowaniu przeczytamy natomiast, że „winę za obecną sytuację na terenie Ukrainy ponosi wyłącznie kijowski reżim”.
W jednym z nowszych artykułów na kolejnej stronie – konserwatyzm.pl, również zarabiającej na reklamach od Google, przeczytamy, że uchodźcy z Ukrainy kolonizują Polskę. Według autora tekstu poniżej pokój będzie możliwy tylko, gdy nastąpi „odesłanie tego towarzystwa czy to do Kijowa, czy dalej do Europy Zachodniej, jeśli znajdą się tam chętni na tanią siłę roboczą”.
Czy to już wszystko?
Autorzy tekstów na wyżej wymienionych stronach próbują przekonać nas, że Ukraińcom żyje się w Polsce lepiej niż Polakom, ponieważ kupują nieruchomości lub mogą korzystać z programów socjalnych takich jak „Rodzina 500 +”. Chętnie nazywają też Ukraińców bandytami, którzy rzekomo dewastują sklepy czy gonią z siekierami i maczetami zwykłych Polaków. Często przewija się również określanie Ukrainy mianem narodu nazistowskiego, który nie zasługuje na pomoc ze strony Polski.
Nagłówki z opisanych tu portali są zwykle przepełnione mową nienawiści i mają przekonać odbiorców do racji twórców artykułów. „Dzieci ukraińskich prominentów bawią się w ośrodku pod Kijowem”, „starówka i żebry” – takie przedstawianie uchodźców uciekających przed wojną może w efekcie zniechęcić nas do udzielania im pomocy.
Wiadomo nie od dziś!
Przeprowadzona przez nas analiza wskazała, że strony publikujące dezinformację i treści promujące antyukraińską narrację nadal zarabiają na reklamach w ramach programu Google AdSense. Działania tego typu nie ograniczają się jednak tylko do Polski. Analogiczne dochodzenie przeprowadził w sierpniu 2022 r. użytkownik Twittera Braedon Vickers, który udowodnił, że istnieją anglojęzyczne strony z rosyjską domeną, gdzie mimo obostrzeń Google’a wciąż wyświetlają się działające reklamy. Co więcej, są one regularnie umieszczane w artykułach zawierających elementy antyukraińskiej propagandy.
Braedon nie był jednak pierwszy. Okazuje się, że w 2017 r. organizacja non-profit Campaign for Accountability opublikowała raport How Google Makes Millions Off Fake News (ang. Jak Google zarabia miliony na fake newsach), w którym ujawniła, że Google praktykuje umieszczanie reklam w witrynach internetowych promujących fałszywe informacje. Firma wciąż nie odniosła się bezpośrednio do postawionych w raporcie zarzutów.
Nasz apel!
Reklamowanie treści i finansowanie publikacji, które zawierają fałszywe informacje, to obecnie bardzo poważny problem. Analizowane przez nas materiały wprowadzają odbiorców w błąd i przyczyniają się do polaryzacji społeczeństwa. Dlatego też apelujemy, by platformy podjęły działania mające na celu zwalczanie praktyk dezinformacyjnych oraz uniemożliwienie zarabiania na treściach propagujących fałszywe narracje – szczególnie w kontekście wojny w Ukrainie. Oprócz oczywistych szkód dla społeczeństwa, jakie powoduje prorosyjska dezinformacja, warto zadać sobie jeszcze jedno pytanie: Czy podmioty korzystające z publikacji reklam w ramach programu Google AdSense chciałyby być kojarzone z tak szkodliwymi treściami, jakich przykłady przedstawiliśmy w tym artykule?
Walka z dezinformacją jest złożonym problemem i wymaga wielopoziomowej współpracy państw, podmiotów prywatnych i organizacji pozarządowych. Kluczową rolę stanowi edukacja medialna i fact-checking, jednak równie ważne jest też zaangażowanie platform, które nie powinny w żaden sposób (a szczególnie finansowo) wspierać rozprzestrzeniania fałszywych informacji. Mamy nadzieję, że w przyszłości sytuacja obróci się na niekorzyść szerzących nieprawdziwe stwierdzenia. Do tego czasu zamierzamy dalej działać na rzecz ujawniania prawdy i faktów.